Co minutę w zakładach produkcyjnych Nissana w Sunderland, w Wielkiej Brytanii, zjeżdża kolejny egzemplarz Qashqaia. W ciągu 4 lat, 6 miesięcy i 23 dni wyprodukowano milion tych japońskich crossoverów. Jest to absolutny rekord na Wyspach Brytyjskich. Postanowiliśmy zbadać, na czym polega fenomen tego auta. Zapraszam na test najnowszej wersji Nissana Qashqai.
Lifting w przypadku wielu innych producentów samochodów, zwłaszcza naszych sąsiadów z zachodu, oznacza w samochodzie niewielkie zmiany, które są w stanie dostrzec tylko główny projektant oraz mistrzowie łamigłówek spod znaku „Znajdź różnice”.
Patrząc na odmłodzoną wersję Qashqaia, moglibyśmy pomyśleć, że mamy do czynienia z całkiem nowym modelem. Przód ma agresywniejsze rysy. Wyraźne przetłoczenia na masce przypominają zarysy kości śródręcza, jakby cały przód był zaciśniętą pięścią, gotową przebijać się przez największe miejskie zatłoczenia.
Sporych rozmiarów wlot powietrza w zderzaku wcale nie przypomina uśmiechniętej twarzyczki jak u francuskiej konkurencji. Bardziej przypomina użebrowaną osłonę na zęby, jaką nosił Hannibal Lecter w filmie „Milczenie owiec”. Połączenie białego i czarnego lakieru w testowanym egzemplarzu jest po prostu fenomenalne i zwracało uwagę w lusterkach bocznych kierowców jadących przede mną.
Z tyłu wcale nie jest gorzej. Agresja już tak bardzo nie daje się we znaki wyprzedzonym kierowcom, za to LED-owe światła tylne dodają szyku i elegancji. Przyciemniane szyby oraz panoramiczny dach sprawiają, że Qashqai wygląda naprawdę nietuzinkowo. Dodajmy do tego takie detale, jak ciekawe wzornictwo 18-calowych felg, chromowane relingi dachowe, klamki oraz lusterka w kolorze nadwozia, a z połączenia dominującej czystej bieli i zawsze eleganckiej czerni w bryle Qashqaia otrzymamy samochód w dzisiejszych czasach tak modny jak okulary Ray Bana.
Okulary kosztują jednak trochę mniej niż samochód i sam wygląd nie mógł zadecydować o takim sukcesie japońskiego crossovera. Skoro już jestem przy tym terminie, który powstał stosunkowo niedawno, to przypomnę, że charakteryzuje on samochody segmentu C z cechami aut typu SUV. To, co podoba się wszystkim w niewielkich hatchbackach, zostało przystrojone w zalety większych SUV-ów. Rozdmuchane opakowanie do rozmiarów zapewniających wyższą pozycję za kierownicą i większy prześwit między podwoziem a podłożem jest przy tym na tyle oryginalne, że wyróżnia się z tłumu samochodów pokroju Volkswagena Golfa czy Hondy Civic.
Wnętrze jest dokładnie takie, jakiego można się spodziewać po samochodzie segmentu C, z tą różnicą, że komfort jest nieco wyższy. Na ten przekłada się przede wszystkim wyższa pozycja za kierownicą, która zapewnia dobrą widoczność, ale z drugiej strony nie czułem się tak, jakbym siedział na niewygodnym podwyższonym krześle, jak w konkurencyjnych modelach. Fotele wygodnie obejmują, ale nawet przy ich najniższym położeniu nad głową nie pozostaje wiele miejsca. Osoby o wzroście powyżej 190 cm niestety nie zmieszczą już nawet grzebienia. Paniom odradzałbym raczej finezyjne fryzury. Wygodnie za to mogą podróżować pasażerowie na tylnej kanapie, którzy nawet przy maksymalnie odsuniętym przednim fotelu mają jeszcze sporo miejsca na nogi.
Na pierwszy rzut oka ogrom przycisków, zwłaszcza na wielofunkcyjnej kierownicy, może przyprawiać o zawrót głowy. Początkowo nawet nie chciało mi się dochodzić funkcji co poniektórych, ale odkrywałem je wraz z rosnącymi potrzebami. Z czasem okazało się więc, że ktoś jednak czuwał nad ergonomią, a wszystkie przyciski są w zasięgu kierowcy, który nie musi odrywać wzroku od jezdni, aby sięgnąć do nich.
System Nissan Connect, obsługiwany za pośrednictwem 5-calowego kolorowego wyświetlacza dotykowego LCD, wart jest swojej ceny (3200 zł). Można by narzekać na brak polskiego języka, ale czy ktoś dzisiaj nie zna jeszcze znaczenia takich słów jak „destination” czy „connect” ? Nawigacja działa szybko i płynnie. Wybór żądanego celu podróży jest sprawny i dość intuicyjny.
Obsługa radioodtwarzacza także nie nastręcza problemów, a do tego wyświetlacz przejrzyście podaje najważniejsze informacje. Gniazda MP3, USB oraz iPod umożliwiają odsłuch z niemal dowolnego urządzenia. Sześć głośników w tej klasie samochodu w zupełności spełnia swoje zadanie. Audiofile przyczepią się do płytko brzmiącego basu i braku głębi, ale w końcu samochód to nie sala koncertowa. Co więcej, sterowanie radiem z kierownicy oraz system Bluetooth są standardowymi elementami wyposażenia. Decydując się na system Nissan Connect, otrzymamy również tylną kamerę cofania.
Pierwsza rzecz, jaka daje się we znaki podczas jazdy Qashqaiem, to komfort podróżowania pomimo 18-calowych obręczy kół. Jeżdżąc po Warszawie zwyczajnym hatchbackiem, można po 15 minutach wysiąść z niego z przygarbionymi plecami i wykrzywioną twarzą – tak przynajmniej ja reaguję na wszystkie dziury, które przypadkowo uda mi się zaliczyć. W Qashqaiu profil opony przy szerokości 215 mm i rozmiarze felgi 18’’ nadal wynosi aż 55%! Tak duże koła łykają wszelkie nierówności drogi na śniadanie, a na lunch można im zaserwować nawet większe wyrwy w drodze. Kolacja rozpoczyna się w terenie.
Kolacja niskokaloryczna. Od razu przyznam się, że w żadnym ciężkim terenie Qashqaia nie testowałem. Nie oszukujmy się. Ten samochód będzie w 90% podróżował po utwardzonej nawierzchni asfaltowej, a jeśli z niej zboczy, to zapewne dlatego, że będzie odbywał się jej remont, jak to w Polsce bywa. Mimo to spróbowałem sił w błotnistym podeszczowym terenie, który stanowił dojazd do podwarszawskich działek. Większy prześwit dodawał odwagi w pokonywaniu podmokłych i pagórkowatych terenów, a duże koła ponownie spełniały swoje zadanie. Pamiętajmy jednak, że przedni napęd i drogowe opony nie uczynią z Qashqaia wykwalifikowanego łazika.
Wróciłem jednak na asfalt i ponownie doceniłem zalety wielowahaczowego tylnego zawieszenia. Qashqai, pomimo swoich rozmiarów i wysoko położonego środka ciężkości, prowadzi się pewnie, sztywno. Nadwozie w ostrych zakrętach nie szoruje klamkami o podłożę, a przy ostrym hamowaniu nie nurkuje do przodu. Gdyby ktoś mi zawiązał oczy, powiedziałbym, że podróżuję zwykłym hatchbackiem, a nie crossoverem. To świadczy o tym, jak wielkim mieszczuchem jest Qashqai.
Do testów dostaliśmy jednak bardzo ugrzecznionego mieszczucha. Silnik 1.6 o mocy 117 KM i momencie obrotowym 158 Nm zapewnia pokonywanie oporów toczenia oraz powietrza. Jeśli chce się dynamiczniej przyspieszyć, musowo wkręcić jednostkę napędową powyżej 4 tys. obrotów albo nie decydować się na 18-calowe obręcze. Pięciobiegowa skrzynia manualna sprawdzi się w mieście i na trasie, o ile ktoś ma lekką nogę.
Aby osiągnąć spalanie bliskie katalogowego, biegi należy zmieniać wtedy, kiedy sygnalizuje to komputer, a więc po przekroczeniu ok. 2 tys. obrotów. Muszę przyznać, że taka jazda jest możliwa i będzie odpowiadać wielu kierowcom, razem z moją mamą na czele. Wymieniając ją w tej grupie, daję do zrozumienia, że absolutnie nikomu nie ubliżam i nie postrzegam tego jako czegoś złego. Ja po prostu należę do grupy osób z przeciwnego bieguna.
Umiem jeździć ekonomicznie, ale zmiana biegu na wyższy przy 2 tys. obrotów to dla mnie abstrakcja. Uwzględniając więc ekonomiczny styl jazdy, ale w moim wykonaniu, udało mi się w cyklu miejskim zejść do ok. 9,2 litrów na 100 km. Przy mniej restrykcyjnym traktowaniu pedału gazu trzeba liczyć się jednak ze spalaniem ok. 10 litrów.
Jeśli na trasie nie byłem w stanie rozwinąć większej prędkości niż 110 km/h, zegary wskazywały średnie spalanie na poziomie 7,4 litra na 100 km. Jeśli amputowałem w moim mózgu „zielone myśli”, a prędkości (na niemieckich autostradach oczywiście) chwilami sięgały 160-170 km/h, średnie spalanie i tak oscylowało w granicach 8,5 l/100 km, co jest bardzo zadowalającym wynikiem. Oczywiście przy tych prędkościach chwilowe spalanie jest znacznie wyższe, ale w Polsce nie mamy za wiele niemieckich autostrad.
Sukces Qashqaia tkwi w tym, że ten samochód nie oszukuje. Jest dokładnie tym, za kogo się podaje – crossoverem. Wewnątrz to nieco większe auto segmentu C. W podróży sprawuje się lepiej, jest bardziej komfortowy, daje większe poczucie bezpieczeństwa. Jego muskuły rozpinają wręcz karoserię, a nie tylko ją podtrzymują na płycie podłogowej.
Cechy praktycznego, zwinnego, uniwersalnego hatchbacka zostały idealnie wstrzyknięte w gabaryty niewielkiego SUV-a. Zazdrość, jaką wcześniej kierowcy ucywilizowanych terenówek widzieli w oczach posiadaczy malutkich hatchbacków, powoli zanika. Konkurencyjne stają się crossovery i to one będą zajmować miejsca parkingowe ogromnym SUV-om rozmiarów kiosku Ruchu. Na Qashqaia nikt nie spojrzy z politowaniem – wręcz odwrotnie.
Testowany egzemplarz: Nissan Qashqai 1.6 I-Way
Silnik i napęd:
• Typ: R4
• Rodzaj paliwa: benzyna
• Ustawienie: z przodu, poprzecznie
• Objętość skokowa: 1598 cm3
• Moc maksymalna: 117 KM przy 6000 obr./min.
• Moment maksymalny: 158 Nm przy 4400 obr./min.
• Objętościowy wskaźnik mocy: 73,2 KM/l
• Skrzynia biegów: 5-biegowa, manualna
• Typ napędu: FWD
• Hamulce przednie: tarczowe
• Hamulce tylne: tarczowe
• Zawieszenie przednie: niezależne kolumny McPhersona, sprężyny śrubowe
• Zawieszenie tylne: belka wielowahaczowa, sprężyny śrubowe
• Układ kierowniczy: minimalny promień skrętu 10,6 m, wspomaganie elektryczne
• Koła i ogumienie przednie: 18×6,5JJ, opony 215/55 R18
• Koła i ogumienie tylne: 18×6,5JJ, opony 215/55 R18
Masy i wymiary:
• Typ nadwozia: crossover
• Liczba drzwi: 5
• Masa własna: 1297 kg
• Stosunek masy do mocy [kg/KM]: 11,09 kg/KM
• Długość: 4330 mm
• Szerokość: 1780 mm
• Wysokość: 1615 mm
• Rozstaw osi [mm]: 2630 mm
• Rozstaw kół przód/tył: 1540 mm/1550 mm
Osiągi:
• Przyspieszenie 0-100 km/h: 11,9 sek.
• Prędkość maksymalna: 181 km/h
• Zużycie paliwa – cykl miejski: 7,9 l/100km
• Zużycie paliwa – cykl mieszany: 6,2 l/100km
• Zużycie paliwa – cykl pozamiejski: 5,2 l/100km
• Zużycie paliwa – średnie testowe: 9,5 l/100km
• Pojemność zbiornika paliwa: 65 l
• Pojemność bagażnika: 410 l
• Emisja CO2 [g/km]: 144 g/km
Ceny:
• Cena modelu od: 70 100 zł
• Cena testowanego egzemplarza: 82 400 zł