Mówi się, że samochody elektryczne to przyszłość motoryzacji i to nieuchronna. Czy takie auta są już produktami gotowymi i dającymi to, czego pragną klienci? Sprawdzamy na przykładzie Nissana Leafa.
Nissan Leaf to nie tylko najpopularniejszy samochód elektryczny na świecie, ale także jeden z najtańszych na rynku. Biorąc pod uwagę oczywiście auta w pełni funkcjonalne, dające te same możliwości co ich spalinowe odpowiedniki. Choć w przypadku elektryków niska cena to jeszcze określenie dość abstrakcyjne. 153 800 zł kosztuje nowy Leaf, czyli dużo, a jednocześnie jest to najtańszy samochód elektryczny w swojej klasie jaki możecie kupić w Polsce.
Druga generacja tego modelu oferuje przede wszystkim ładniejszą stylistykę. O ile poprzednik wyglądał – mówiąc delikatnie – bardzo oryginalnie, o tyle teraz elektryk Nissana prezentuje się dość ciekawie i można go nazwać ładnym. Zwłaszcza z tyłu, gdzie odnajdziecie charakterystyczne dla Juke’a czy modelu 370Z światła. Bryła jest dość ociężała, ale za to odwdzięcza się dużą przestronnością.
Baterie nie odbierają przestrzeni, ale coś innego
Zarówno z przodu jak i z tyłu nowy Leaf daje pasażerom dużo miejsca na nogi i głowę. Można się czuć swobodnie. Pozostaje problem znany z poprzednika – niewielki zakres regulacji kierownicy. Jest tylko pionowy i to też niewielki. Osiowego brakuje, zatem wiele osób będzie prowadzić auto w pozycji wymuszonej. Co więcej, fotele i kanapa są umieszczone dość wysoko za sprawą baterii umieszczonej pod spodem. Nie mniej jednak da się w miarę wygodnie zasiąść za sterem, zwłaszcza że fotele są nie tylko obszerne, ale też dobrze podpierają całe ciało i mają odpowiednią twardość. Z tyłu pasażerowie nawet o dużym wzroście nie mogą narzekać na nic, poza bardzo wysokim progiem pośrodku.
Obsługa samochodu jest dość normalna, zwłaszcza w porównaniu z poprzednikiem, który jakby chciał wyprzedzić swoją epokę. Nawet wskaźnik prędkościomierza jest tradycyjny, a duży ekran komputera pokładowego wyświetla najważniejsze informacje – zasięg i zużycie energii. Ergonomii samochodu nie da się wiele zarzucić, a miła w dotyku i ładna kierownica o sportowym zacięciu daje pewny chwyt.
Bagażnik ma pojemność 400 litrów, więc jedną z największych w klasie kompakt, a do tego ma regularny kształt i jest właściwe zagospodarowany. Są tu nieduże siatki, które utrzymają drobiazgi.
Na plus dla samochodu jest jeszcze widoczność z miejsca kierowcy, którą w tył poprawiają spore lusterka i seryjnie montowana kamera cofania. System multimedialny z 7-calowym ekranem nie wygląda może najnowocześniej, ale pozostaje łatwy w obsłudze.
Tak samo jak napęd – wystarczy wcisnąć start, przesunąć niewielki dżojstik do siebie i w tył, a następnie puścić pedał hamulca. Auto bezszelestnie rusza do przodu, a każde muśnięcie pedału przyspieszenia daje natychmiastową odpowiedź. O ile silnik generuje 150 KM mocy i 320 Nm momentu obrotowego, to do prędkości 140 km/h zachowuje się jak 180-konny diesel. Wszak przyspiesza do 100 km/h w czasie 7,9 s. Brak skrzyni biegów powoduje nieustanne poczucie przyspieszenia, niemal liniowego aż do prędkości maksymalnej 144 km/h. Wszystkiemu towarzyszy ciche pogwizdywanie.
Napęd można przytłumić włączając tryb Eco, ale ciekawszym przełącznikiem jest ten z napisem e-Pedal. Włącza on tryb multifunkcyjnego pedału przyspieszenia, któremu dochodzi jeszcze funkcja zwalniania i hamowania. Wystarczy mieć prawą stopę na miejscu, by w mieście nie używać w ogóle hamulców. Auto po odpuszczeniu nogi z pedału po prostu hamuje i to dość wyraźnie, a następnie się zatrzyma i nie ruszy dopóki nie wciśnie się ponownie pedału. Jest to dość dziwne uczucie za pierwszym razem, ale wystarczy spróbować, by się zakochać w tym rozwiązaniu.
I muszę zdradzić, że długo myślałem o celu stosowania takiego rozwiązania. Z pewnością mamy tu większą wygodę oraz niższe zużycie hamulców, ponieważ auto hamuje sam napęd, ale jest coś jeszcze. Chcąc używać wyłącznie e-Pedal, a wierzcie mi, że to wciąga, musicie nauczyć się przewidywania. Obserwować ruch innych aut, ponieważ hamowanie tym pedałem mimo wszystko nie jest tak skuteczne jak zwykłym hamulcem. Wymaga to więc nieco większego skupienia, czyli przekłada się na wyższe bezpieczeństwo. Jakby tego było mało, po jeździe w ten sposób, szybko łapie się pewne nawyki, które później można przenieść do samochodu z napędem spalinowym.
Zasięg nie jest już problemem
250 km zasięgu macie jak w banku, chyba że mocno się postaracie, jadąc niemal wyłącznie z gazem w podłodze. Bateria o pojemności energetycznej 40 kWh ładuje się co prawda ponad 20 godzin ze zwykłego gniazdka, ale potem macie tydzień jazdy po mieście lub nawet pomiędzy miejscowościami. Mało? Wydaje się, że tak, ale statystyczny kierowca nie przejeżdża większego dystansu dziennego niż 20-50 km. Uzupełnienie baterii do poziomu 80 proc. trwa około godziny jeżeli skorzystacie ze stacji szybkiego ładowania.
Zużycie energii nie jest nawet zależne od tego, czy nowy Nissan Leaf porusza się w mieście czy poza nim. Między bajki można już włożyć opowieści o tym, że samochód elektryczny nadaje się tylko do miasta, co zresztą chciałem wam pokazać, nagrywając wideotest z dala od Warszawy.
Jadąc w trasie Leaf potrzebował około 13-15 kWh/100 km. W mieście nieco więcej, bo około 15-16. Podczas precyzyjnego testu z prędkością stałą 90 km/h, zużycie energii wyniosło 14,5 kWh/100 km. Przy takim zużyciu spokojnie przejedziecie około 270 km, a jeśli będziecie kłaść nacisk na ekonomię, zasięg 300 km jest… w waszym zasięgu.
Nissan Leaf dzięki napędowi elektrycznemu i nisko umieszczonej baterii jest samochodem z jednej strony komfortowym – dość miękkie zawieszenie – z drugiej pewnym w prowadzeniu. Nisko położony środek ciężkości sprzyja stabilności, a system ESP jeszcze ma w tym swój udział, nie dopuszczając do niebezpiecznych sytuacji. W standardzie jest też asystent pasa ruchu, adaptacyjny tempomat i system ostrzegania o pojazdach w martwej strefie, co czyni z Leafa auto niemal kompletne.
[youtube]https://youtu.be/BZ_HDDB5q5k[/youtube]
Wróćmy teraz do punktu wyjścia, czyli odpowiedzi na pytanie: czy nowy Nissan Leaf może spełnić wymagania przeciętnego Kowalskiego? Moim zdaniem tak, choć barierą nie do przeskoczenia jest cena. Nissan Leaf to samochód, który porównując koszty ze zwykłym kompaktem „spala” 1,5-2,0 l paliwa na 100 km. Jest cichy, bardzo dynamiczny, komfortowy i świetnie wyposażony. Brakuje regulacji kierownicy i obok ceny, to jedyna obiektywna wada.
Z ceną jednak można sobie poradzić kupując samochód na firmę. Z kwoty 153 800 zł po odliczeniu połowy VAT-u i podatku dochodowego, przedsiębiorcy zostaje suma niewiele ponad 110 tys. zł do realnego zapłacenia. Jeżeli jego firma i tak korzysta z dużej ilości energii elektrycznej, praktycznie nie odczuje ładowania samochodu, a mając w domu i pod biurem nawet zwykłe gniazdko, nie bardzo odczuje też dość ograniczony zasięg. Zatem Nissan Leaf, przy sprzyjających warunkach nie tylko jest kompletnym samochodem elektrycznym, ale nawet jego zakup może się opłacać. Tym bardziej, że klient może bezpłatnie parkować w centrach miast i jeździć po buspasach. Przydało by się więcej korzyści od strony prawnej. Może się doczekamy.
Układ i doładowanie: | elektryczny | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa: | prąd | |
Moc maksymalna: | 150 KM | |
Moment maksymalny: | 320 Nm | |
Typ napędu: | Na przednie koła | |
Hamulce przednie: | Tarczowe | |
Hamulce tylne: | Tarczowe | |
Zawieszenie przednie: | Kolumny McPhersona | |
Zawieszenie tylne: | Belka skrętna | |
Koła, ogumienie przednie: | 205/55 R16 | |
Koła, ogumienie tylne: | 205/55 R16 | |
Masy i wymiary: |
||
Typ nadwozia: | hatchback | |
Liczba drzwi: | 5 | |
Masa własna: | 1543 kg | |
Ładowność: | 452 kg | |
Długość: | 4490 mm | |
Szerokość: | 1788 mm | |
Wysokość: | 1530 mm | |
Rozstaw osi: | 2700 mm | |
Pojemność bagażnika: | 400 l | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Testowe: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 7,9 s | |
Prędkość maksymalna: | 144 km/h | |
Zużycie prądu: | 19,4 kWh/100 km | 15 kWh/100 km |
Zasięg: | 378 km | ok. 250-270 km |
Emisja CO2: | 0 g/km | |
Test zderzeniowy Euro NCAP: | 5 gwiazdek | |
Cena: | ||
Model od: | 144 500 zł |