Pod maską ma 200-konny silnik z Fiesty ST, a zawieszenie jest sztywniejsze o 40 proc. Prowadzi się jak marzenie, ma sportowe właściwości, ale jego wnętrze to wciąż przestronne, funkcjonalne miejsce dla czterech osób i sporego bagażu. Taki szpagat pomiędzy użytecznością na co dzień a zdolnościami dosłownie torowymi, był możliwy tylko w Pumie.
Ford nie od dziś imponuje swoimi modelami z linii ST, ale najnowsza Puma może okazać się najciekawszym modelem. Przypomnę tylko, że bazuje na konstrukcji Fiesty, a to już ogromny atut. Puma ST jest „kopią” Fiesty ST, a to oznacza, że pod maską pracuje silnik 1.5 EcoBoost o mocy 200 KM i momencie obrotowym 320 Nm. A to przekłada się m.in. na przyspieszenie do 100 km/h w czasie 6,7 s oraz kapitalną elastyczność. Silnik współpracuje z doskonałą skrzynią manualną i bardzo sprawnym mechanizmem różnicowym, który można kontrolować elektronicznie. To m.in. on zdradza, że samochód jest przygotowany do jazdy po torze – tryb Track mówi wszystko.
Ford Puma ST ma o 17 proc. większe hamulce z 325-milimetrowymi tarczami z przodu, a także sprawniejszy o 25 proc. układ kierowniczy, którego krótkie przełożenie sprawdzi się na najbardziej krętych drogach. Tylne zawieszenie znacząco usztywniono nawet względem Fiesty ST, by zniwelować efekt crossovera, czyli auta z podwyższonym środkiem ciężkości.
Nowa Puma ST zachowuje przy tym wszystkim niemal wszystkie walory standardowego auta poza dwiema rzeczami – siedzenia są sportowe, a zawieszenie znacznie sztywniejsze, więc komfortu jazdy może być sporo gorszy. Jednak nie dla komfortu kupuje się Fordy ST.