Przez cały mijający rok jakoś wyjątkowo często docierały do mnie informacje o zwycięstwach Isuzu D-Max. Samochody typu pickup mają oczywiście swoje rajdy, ale nie o wygrane w motosporcie mi chodzi. Chodzi mi o wygrane, dla których sportowe zwycięstwa są tylko marketingowym środkiem, czyli o wygrane najważniejsze – uznanie klientów. Oczywiście uznanie wymierne jest potwierdzone zakupem. Pickup Isuzu D-Max ma tyle uniwersalnych atutów, że o wygrane mu łatwiej. Część z nich przypomnę, między innymi dlatego, żeby móc napisać o bonusie. Bingo! Zgadza się – jest w Isuzu wyprzedaż rocznika i jest bogaty wybór ofert specjalnych, które można zobaczyć pod tym linkiem.
Napisałem, że sporo ostatnio było informacji o zwycięstwach Isuzu D-Max, z myślą o wygranych różnych przetargach. Piszę „różnych” nie myśląc o zróżnicowaniu branżowym, lecz o przetargach prywatnych i publicznych. Wiadomo, że pickupy są niezastąpione przede wszystkim w drogownictwie i dla służb utrzymania ruchu. Ale także policja potrzebuje samochodów, które z łatwością radzą sobie w najtrudniejszych warunkach terenowych i przetarg przeprowadziła. Może i konkurencja w segmencie pickupów nie jest szeroka, ale na pewno jest mocna, a wygrał Isuzu D-Max. Jeśli zestawimy tę informację z adaptacjami D-Maxa na wywrotki i małe dźwigi to otrzymamy wycinek jego uniwersalności. I tu muszę docenić trud marketingowców marki, którzy łączą wywrotkową działalność pickupa z funkcją relaksacyjno-rekreacyjną. Mają o tyle łatwiej, że przecież pickup Isuzu D-Max jest od podstaw stworzony dla osób, które potrzebują samochodu i do wypoczynku, i do pracy. Ach, zawsze świta mi w głowie ta myśl, kiedy wsiadam do D-Maxa i potem zasiadam do pisania.
D-Max to kompan, który pozwala wykorzystującym go zawodowo wyjechać z największych tarapatów, w które zlecone zadanie ich wpakuje. Z drugiej strony pickup Isuzu to wspaniały towarzysz poszukiwaczy przygód, którzy z własnej woli pakują się w nieznane. Jednych i drugich na utwardzone szlaki wyciągnie i to prawie zawsze bez wyciągarki.
Pickup Isuzu dla zawodowców
Rozszyfrowujący nazwę D-Max poprzez rozbieranie jej na czynniki pierwsze, sugerują co najmniej dwa znaczenia litery „D”. Ma ona oznaczać nie tylko wyposażenie w silnik wysokoprężny, ale także trwałość i wytrzymałość, od angielskiego słowa durability. Jednoznacznie natomiast możemy stwierdzić, że „Max” oznacza poziom terenowej dzielności (i nie tylko) na maksa.
Pierwsze znaczenie litery D w nazwie, jaką nosi pickup Isuzu, jest w obecnych eko-czasach bardzo ważne. D-Maxa we wszystkich wersjach nadwozia (bo przecież ma nie tylko double cab) napędza klasyczny turbo diesel. Silnik o pojemności 1,9 litra zapewnia 163 konie mechaniczne (120 kW). Maksymalny moment obrotowy tego Common Raila to 360 niutonometrów osiąganych w zakresie 2000-2500 obrotów na minutę. Średnie spalanie pickupa Isuzu w cyklu mieszanym wynosi według procedury WLTP 7,3 l/100 km. Silnik to jego naprawdę mocny atut D-Maxa, co potwierdzą wszyscy znający Isuzu jako światowego lidera ustalającego standardy w segmencie jednostek wysokoprężnych. I taki pickup to uciągnie… na własnej pace nawet prawie 1,1 tony. Z kolei masa przyczepy hamowanej, którą D-Max może ciągnąć, wynosi aż 3,5 tony.
Drugą z cech, jakimi pickup Isuzu D-Max zyskuje uznanie wykorzystujących go zawodowo, są znakomite własności terenowe. Łatwość przejazdu przez piaski i błota zaczyna się oczywiście od dobrego zestrojenia silnika ze skrzynią biegów. Ja mogę ocenić tylko układ z przekładnią automatyczną, bo tylko taki testowałem, ale wiem, że profesjonaliści chwalą skrzynię manualną. Uważają, że lata wprawy w operowaniu drążkiem przekładają się na większą dzielność terenową i efektywność paliwową. Mnie, amatorowi lubiącemu wygodę, jaką dają automatyczne przekładnie, nie przystoi dyskutować. W obu przypadkach napęd pozostaje w ścisłym związku z układem przeniesienia mocy na koła. A tu mamy same najlepsze rozwiązania, łącznie z reduktorem, który może się przydać w najtrudniejszym terenie. Niezaprzeczalnym atutem obok wszystkich należytych „terenowych” kątów (natarcia, zejścia, trawersowania) jest 28 centymetrów realnego prześwitu pod osłoną silnika i mostem.
Isuzu D-Max dla wygody
Wysoki prześwit aż tak bardzo jak w terenie nie przydaje się podczas zjeżdżania z miejskich krawężników, ale dodaje sylwetce sznytu. Jeżeli dla kogoś pickup Isuzu D-Max ma wizerunek zbyt twardego twardziela, żeby zajeżdżać nim pod teatr, to może mu przypasuje stylizacja. Na przykład pakiet V-Cross, jak ten widoczny na zdjęciach naszego samochodu testowego. Emblematy z delikatnymi wzorami, nakładki błotnika i przedniego zderzaka, aluminiowe nakładki na progach i relingi mogą się podobać. Skuszony tymi widokami sprawdziłem, że lista akcesoriów do Isuzu D-Max, od zabudów po czerwony emblemat na grill, jest całkiem długa. Nawet ceny uważam za wyważone tak dobrze, jak rozkład mas w dobrym pickupie.
Wszyscy wiemy, że czasy surowych półciężarówek już minęły i pickupy są bogate wyposażeniem. Ja bym się nawet nie zastanawiał, czy skórzana tapicerka to kwestia komfortu czy łatwości utrzymania w czystości. Przy pracy w piaskowej lub innej kurzawce to kwestia komfortu sprzątania. Jak to z samochodami z parku prasowego jest, najczęściej otrzymujemy auta w najwyższych wersjach wyposażenia i tak było tym razem. Co o tym sądzę, pisałem przy okazji niedawnego testu Mitsubishi ASX w wersji Invite. Ale oczywiście pickup Isuzu D-Max w topowej wersji LSE mnie ucieszył, szczególnie brzmieniem ośmiogłośnikowego systemu audio. Dla kogo pickup ma być samochodem także do wypoczynku (a może przede wszystkim do aktywnego wypoczynku) zapewne wybierze tę wersję. Bo w niej brakuje chyba tylko indukcyjnej ładowarki do smartfona. Napisałem „chyba”, bo nie mam takiej ani domowej, ani samochodowej i jakoś mi jej nie brakuje.
Zdecydowanie warto za to zwrócić uwagę, na poziom wyposażenia, jaki pickup Isuzu oferuje już w podstawowej wersji – „L”. Są tu między innymi i tempomat adaptacyjny, i stacja multimedialna z ośmiocalowym ekranem, i kamera cofania. Pickupa Isuzu w każdej z wersji można teraz mieć taniej (albo/i w tańszym leasingu), bo trwa wyprzedaż rocznika.
Tekst, zdjęcia i zaproszenie: Władysław Adamczyk